Lubię gniewnych. Szczególnie, gdy idą z matą pod pachą. A zwykło się uważać, że tacy nie trafiają na jogę.
W alternatywnej rzeczywistości jestem na praktyce jogi w grupie z PJ Harvey i Björk. Mogą być tam też Madonna, Damon Albarn z “Blur” i Patti Smith. I jeszcze 10 zbuntowanych wykonawców brit rocka z lat 90. A także rozważna i groźna Galadriela z “Władcy pierścieni” oraz Beatrix Kiddo z “Kill Billa”, która zrobiła właśnie przerwę w wymierzaniu sprawiedliwości. W mojej wyobraźni wszyscy oni praktykują jogę lub medytację, choć nie wiem, czy tak jest w realu. Wiadomo mi, że Tolkien i Tarantino nie uczynili ze swoich bohaterek fascynatek asan. Mnie jednak joga do nich pasuje na maksa.
Odczytuję te wyobrażone spotkania jako projekcję marzenia o tym, że jogin może w pełni odczuwać. Również gniew, bunt, złość. Że te emocje też są godne maty. A nawet więcej – na macie przechodzą konstruktywną transformację. W co? W decyzję, w skoncentrowanie siły do działania w swojej sprawie lub sprawie ważnych, bliskich osób czy w pomysł na dzieło, do którego ma się prawdziwą chęć przystąpić po zakończeniu praktyki.
Co pomieści mata?
Już sporo razy doświadczyłam dwugodzinnej podróży, podczas której ta piankowa przestrzeń 170 cm x 60 cm pomieściła niemal wszystko, z czym przyszłam. A tak naprawdę pomieściło je, dzięki jodze, moje ciało, mój umysł. Ja. Bo, upraszczając, dzięki umiejętnie dobranym asanom joga staje się inteligentnym kontenerem, do którego wrzucasz gniew, ból i rozgoryczenie, a wyjmujesz kolejne opus magnum lub przynajmniej nadzieję i siłę na przejście kawałeczka ciemnej doliny, w której masz nieprzyjemność przebywać. Nadzieja dodaje skrzydeł, wiadomo. W tym sensie praktyka jogi z własnym gniewem, tworzy benchmark, od którego można się odbić. I wyjść przemienionym/ą w tzw. życie.
Zwykło się jednak uważać, że “gniewny jogin” to oksymoron, zjawisko w przyrodzie niespotykane. I że na matę idzie się po to, żeby być w “om” – w pełnej spokoju sile, dystansie, pogodnym uśmiechu, afirmacji rzeczywistości taką, jaka ona jest. Po to, żeby kontemplować i wyłapywać pastelowe stany emocjonalne. Z moich obserwacji joginów i joginek wynika, że na praktyce stan “om” to punkt dojścia, a nie wyjścia.
“Zostaw gniew za drzwiami szkoły jogi”
Gdyby taki warunek pojawił się w umowie ze szkołą, mogłabym go spełnić raz w miesiącu. Dlatego że gniew i pokrewne emocje – bunt, złość, wkurzenie, niezgoda – towarzyszą mi często. Bardzo często. Wiem też, że trudno być gniewoszem i na czym polega trudność.
Z dużym prawdopodobieństwem ten, kto doświadcza silnie jednej emocji, ma też dostęp do całej skali 150 innych uczuć. I że one są, razem z gniewem, jak orkiestra grająca “Święto wiosny” Igora Strawińskiego, nad którą da się zapanować, ale dyrygent, który to robi, uprawia mistrzowski freestyle, a po spektaklu ma siły na nic więcej. Że pod gniewem kryje się znacznie więcej stanów i uczuć niż “marsowe czoło” i “groźny” wzrok człowieka, któremu zdarzyła się niesprawiedliwość, którego granice zostały przekroczone lub który jest zagniewany na siebie samego.
W co przekształcić gniew?
Jak joga transformuje gniew? O tym będzie mówiła Maja. To silna emocja, której miejscem tymczasowego zamieszkania jest trzecia czakra – splot słoneczny nazywany drugim mózgiem, wątroba, i inne narządy układu trawiennego. Jak najbardziej można “myśleć brzuchem”, choć w sumie jest się bardziej przez brzuch myślanym. Bo zanim mózg zarejestruje, brzuch już wie – już czuje, np. gniew.
Aby nie dawać za dużo energii przeżywaniu gniewu, w którym można przecież trwać bez opamiętania aż do jakiejś formy nawyku, świadomie rozprowadzajmy energię z brzucha po całym ciele, w górę i w dół. Oddziaływanie na trzecią czakrę poprzez asany pomaga silnym emocjom (które pojawiły się np. w czakrze drugiej) przekształcić się w wolę, i dalej – w sprawczość, w możliwość zmiany. Choć oczywiście nie wyjmuje się tej możliwości zmiany dosłownie z dołu czy góry brzucha. Do tego potrzebny jest udział świadomego umysłu. W tym sensie joga jest technologią przekształcania gniewu w konkretny, osobiście istotny cel.
Twarze gniewu. Lennon i Yoko Ono, Solidarność, Chanel
Dla tych, którzy jeszcze wątpią w to, że gniew może być siłą, dzięki której świat i jednostkowe życie zmieniają się w coś dobrego, a przynajmniej nieco lepszego, wymienię kilka wydarzeń. I to doniosłych, z konsekwencjami.
Wydarzenie numer 1 będzie z polskiego podwórka: “Solidarność” i Karnawał Solidarności, które były wyrazem gniewu i oporu zbiorowego oraz doprowadziły do kluczowej zmiany politycznej we współczesnej historii naszego kraju. Wydarzenie numer 2 to protest Bed-Ins For Peace Johna Lennona i Yoko Ono, którzy, chcąc wyrazić swój sprzeciw wobec działań wojennych na świecie, przez kilka tygodni publicznie leżeli w hotelowym łóżku i przyjmowali dziennikarzy (tak spędzili swój miesiąc miodowy:)). Wydarzenie numer 3 jest związane z osobą Coco Chanel, która wyzwoliła kobiety z niewoli i absurdu gorsetu, do czego punktem wyjścia był właśnie jej gniew na stan mody. Zaczęła używać jerseyu i szyła z niego lekkie, wygodne i eleganckie ubrania. Dokonała zmiany kulturowej, dzięki której kobieta naprawdę stanęła w centrum damskiej mody. Jej idea to: kobieta ma prawo i do wygody, i do elegancji, nie zaś jedynie do wyglądania i bycia atrakcyjnym wizualnie obiektem dla mężczyzn i społeczeństwa, który jest ubrany zgodnie z ich preferencjami. Tą krótką listę można pewnie wydłużać w nieskończoność. Czy dopiszecie coś od siebie?:)