Czy wyrażanie zawsze działa i dlaczego nie? I jak się z tym pogodzić?

“Wyraź swoje potrzeby” – zachęcamy siebie nawzajem, nawołują nas do tego inni, media, guru od rozwoju. Ta różdżka bywa jednak pozornie czarodziejska. Nie zawsze przynosi wymarzone, bajkowe efekty. Jak z tym żyć?

Często myślimy, że wyrażanie zawsze działa. Że jest uniwersalnym sposobem na to, aby zostać wysłuchanym, ustalić granice, skutecznie coś przenegocjować. Wprowadzić zmianę w relację, pogłębić ją, mieć lepszy kontakt, stworzyć porozumienie itd itp. A ogólniej że nawet na poły bezwiedne wyrażenie czegoś to początek komunikacji z drugim człowiekiem. A ta może być przyjemnością, drobnym relaksem-przerywnikiem, odmianą w znoju poniedziałku, w szarówce przedwiośnia (lub lipca;)), w kolejce do kasy, w open spasie. 

Wiele osób, mimo oporów, np. lęku przed byciem niewysłuchanym, zignorowanym, potrafi się nie tylko do komunikacji, ale i do wyrażania potrzeb zmotywować i przełamać, bo wie, że dzięki niemu może coś ważnego dla siebie zyskać. Trochę jak w tej anegdocie o mężczyźnie modlącym się do Boga o wygraną na loterii, gdy Bóg ripostuje: “Daj mi szansę! Kup bilet”, często dobrze wiemy, że wyrażanie jest jak kupienie tego biletu. Czyli dana sobie samej, samemu szansa na coś, czego się chce lub nawet pragnie.

Ale jak to na loterii – nie ma gwarancji wygranej. Do komunikacji potrzebna jest druga osoba i jej wola nawiązania kontaktu, a w przypadku, gdy wyrażamy potrzebę – chęć odpowiedzi na nią. Gorzej, gdy po drugiej stronie jest “Clint Eastwood”, który reprezentuje niewzruszony spokój, dystans, a może nawet jest cały murem obojętności, maskowanej tym “irytującym” spokojem.

Jak czuje się Eastwood? Topi się

To, co jest po drugiej stronie muru, opisuje Daniel Goleman. Realistycznie patrząc, sporo osób głębsze potrzeby wyraża z dużym natężeniem emocji w głosie, w sytuacji krojącego się konfliktu. Gdy niezaspokojona potrzeba/nierespektowana granica poruszy już zbyt mocno strunę ich frustracji. Tym, co wzmacnia budowę fortyfikacji ze spokoju i dystansu po stronie odbiorcy, jest właśnie skala emocji i potok słów u nadawcy.

Wciąż najczęściej pod figurę Clinta Eastwooda można podstawić mężczyznę, choć zdaję sobie sprawę, że to generalizacja. Przychodzi mi tu do głowy choćby skryta Lisbeth Salander z “Millenium”, twarde, raczej niewylewne westernowe dziewczyny z serialu “Godless”, a i Beatrix Kiddo z “Kill Billa” walczy więcej niż mówi. W każdym razie, Goleman tak robi, tzn. podstawia pod Clinta mężczyznę:

“Mężowie podatni są na zatopienie przy niższym niż żony natężeniu okazywanych im uczuć negatywnych; więcej mężczyzn niż kobiet reaguje na uwagi krytyczne poddaniem się zalewowi niekontrolowanych uczuć. Organizmy mężczyzn, którzy znajdują się w takim stanie, wydzielają do krwioobiegu więcej adrenaliny niż organizmy kobiet w takiej samej sytuacji; poza tym mężowie potrzebują więcej czasu, aby ich reakcje fizjologiczne wróciły potem do normy. Świadczy to o tym, że stoicki, niewzruszony spokój, który prezentują na ekranie postaci grane przez Clinta Eastwooda, może być sposobem obrony przed uczuciem emocjonalnego przytłoczenia.”

I dalej podaje trochę danych: “Powodem tak częstego uciekania się mężczyzn do odgradzania się murem milczenia jest pragnienie zabezpieczenia się przed zatopieniem. Badania wykazały, że kiedy mężczyźni zaczną otaczać się murem milczenia, to rytm serca spada u nich o około dziesięć uderzeń na minutę, wywołując subiektywne uczucie ulgi. Ale – paradoksalnie – zwiększa się wtedy rytm serca ich żon do poziomu świadczącego o wielkim strapieniu. To limbiczne tango.”

Jak usłyszeć czyjeś “nie”, gdy brodzisz w śniegu? 

To, co dzieje w świecie emocji po stronie nadawcy, może opisywać tekst “Krzyżówki dnia” Moniki Brodki. “Dobijam się, dobijam się i sprawdzam czy otwarte. I krzyczę znów za dużo słów, za dużo słów na marne.”I jeszcze: “Sprawdziłam wszystkie obce alfabety, by rozszyfrować język, który znam. Ty ciągle mówisz do mnie krzyżówkami, a migi zasłoniła gęsta mgła.”

Dobijanie się vel. wrażenie walenia głową w mur, niemożność rozszyfrowania przekazu Clinta E., mgła (mur przecież może być zrobiony z woalu nieczytelnych komunikatów), a nawet “rozmowa jak brodzenie w śniegu”, o czym śpiewa Brodka – taki zestaw wrażeń, uczuć i interpretacji może pojawić się w zderzeniu z dystansem do naszego komunikatu.

Gdy mówimy o ważnych potrzebach, a one nie są odzwierciedlone i zrealizowane przez rozmówcę, wtedy też często czujemy się pokrzywdzeni. A gdy potrzeby są palące i “na wierzchu”, wtedy nawet spokojnie i empatycznie wypowiedziane “nie”/”nie zrobię tego”/”nie chcę” jawi się jako fundamentalne odrzucenie.

Pokusa, aby ustawić się w pozycji ofiary, jest silna. Wtedy trudno usłyszeć i przyjąć czyjeś “nie”. Ciężko zrozumieć, że to “Nie” jest prawem każdego wolnego człowieka. I że to ja, jako wyrażająca/y, jestem odpowiedzialna/y za dowiezienie sobie warunków do realizacji własnych potrzeb. I umiejętność pomieszczenia w sobie emocji wywołanych odmową. To moje emocje.

Uciszanie gadaniny 

W Kolorach Jogi zajmujemy się teraz piątą czakrą – czakrą gardła. Dlatego piszę o funkcjach wyrażania, ale z zastrzeżeniem, że nie jest ono magicznym środkiem realizacji potrzeb i że może się przerodzić w narzędzie “egzekwowania roszczeń od niesprawiedliwego życia” przy użyciu innych i bez szacunku dla ich granic, możliwości i bez refleksji, że są tylko zwyczajnymi śmiertelnikami, a nie Clarkiem Kentem vel. Supermanem.

Anodea Judith, na którą często się powołujemy w “Kolorowych” tekstach, pisze, że z czakrą gardła wiąże się nie tylko wyrażanie, ale też słuchanie i słyszenie, dzięki któremu jest możliwy rezonans (dostrojenie) ze światem, z “zewnętrzem”, z innymi. Stąd chyba blisko do wzajemności, poczucia współzależności, empatii, współodczuwania z innymi z uwzględnieniem dobrego i życzliwego czucia siebie, swoich granic. Judith pisze też:

“Kluczem do otwarcia piątej czakry jest dostrojenie, a pierwszy krok do niego stanowi słuchanie. Słuchanie nie polega tylko na słowach i dźwiękach, ale także na wysłuchiwaniu swojego ciała, jego subtelnego ruchu i znajdujących się w nim blokad. Polega na słuchaniu intuicji, uczuć lub wewnętrznego przewodnictwa. Polega na uciszaniu gadaniny w twoim wnętrzu na tyle długo, by udało ci się usłyszeć głębszą prawdę.”

Uciszanie gadaniny – np. narracji pokrzywdzenia czy wściekłości na niedawną odmowę, przy założeniu uważności i gotowości na prawdę, może nas doprowadzić do realności, stanięcia w jej obliczu. Czym jest realność?

Na przykład tym:

Są potrzeby, które nie zostaną zaspokojone; teraz lub nigdy, ale warto mieć cierpliwość. Jeden Clint Eastwood lub Lis Salander może nie umieć odpowiedzieć na wszystkie twoje/moje potrzeby. Na szczęście świat jest pełen ludzi, ktoś z nich będzie umiał/a na nie odpowiedzieć. Pod warunkiem, że zechce. Część potrzeb możesz zrealizować sam/a. A czasami, gdy “uciszysz gadaninę”, pojawi się myśl “uważaj, o co prosisz”. Nie wszystkie potrzeby są faktycznymi, rozwojowymi potrzebami, wartymi usilnych starań. 

Jak uciszać “gadaninę”? Można skorzystać z tego sposobu; to medytacja prowadzona przez Anodeę Judith: